sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział V

Dziewiąta rano. Drzwi do pokoju Bibi otworzyły się. Ktoś wszedł do środka.
- A kuku! Słonko już wstało i ty też powinnaś skarbku ty mój najdroższy! - Pierre z ogromnym uśmiechem na twarzy rzucił się na łóżko dziewczyny przygniatając ją swoim wielkim ciałem.
- Złaź ze mnie! Ratunku Betono Kongo mnie przygniotło! Pierre, ja chcę spać, idź na trening! Nie wypada się spóźnić, prawda?- Brunetka nieskutecznie próbowała zepchnąć z siebie przyjaciela, bo już brakowało jej oddechu.
- Widzę moja Belle, że humor ci dopisuje. To dobrze, bo mamy plany na dzisiaj. - Francuz rozłożył się na dobre na łóżku ( na Bibianie) opierając głowę na dłoniach i opowiadając o swoich "świetnych" planach.
- ZGNIATASZ MNIE, MIAŻDŻYSZ HELOOOŁ!
-Wiesz, pójdziemy na zakupy i na lody. Wielkie shopping cały dzień. Musisz kupić jakieś ubrania, w twojej szafie świeci pustkami. Ty w ogóle o siebie nie dbasz moja droga. Pomogę Ci kupić nową torebkę. O, i kupimy też buty. Tak buty to podstawa.
- NIE MOGĘ ODDYCHAĆ! ZARAZ SIĘ UDUSZĘ I JEDYNE CO KUPISZ TO WIENIEC DLA MNIE!
- Ja też sobie coś kupię. Może nową koszulę. O! I ostatnio widziałem taki ładny czarny...
- NIE BĘDZIESZ MIAŁ Z KIM IŚĆ NA TE ZAKUPY, JAK ZE MNIE NIE ZEJDZIESZ!
- Co? a, już już. Nie mogłaś od razu mówić? - Pierre usiadł na brzegu łózka, oznajmił, że śniadanie za moment będzie gotowe i poszedł do kuchni.


- Co się stało, że chcesz iść na zakupy? - zapytała dziewczyna siedząc przy stole i trzymając w rękach kubek gorącej kawy.
- Bernardi dał nam dzień wolnego więc postanowiłem to jakoś wykorzystać. A teraz jedz, bo chcę zdążyć na jakieś wyprzedaże. - Pujol skończył jeść śniadanie i poszedł przygotować się na wyjście z domu uzasadniając, że w byle czym na miasto nie wyjdzie.
Na zakupach było świetnie. Jak zawsze z Pierrem. Aż do momentu kiedy telefon Bibiany.
- Pierre słodki lizaku - dziewczyna próbowała się podlizać przyjacielowi - odbierz za mnie, a ja pójdę przymierzyć bluzkę.
- A czy mam inne wyjście? Nie. No daj ten telefon.
Dzwonił nie kto inny jak Wspaniały Kuba Pechowiec.
-Hallo? Pronto? Ja bitte złotko! - odebrał Francuz.
- Kto mówi?- Spytał zdezorientowany Popiwczak.
- Tutaj największy przystojniak JASZCZĘBSKICH KOPALNI - Ja! Cieść  Miscu!
- Pierre. Mogłem się domyślić. Naucz się poprawnie mówić nazwę klubu w którym gramy. Mogę rozmawiać z moją siostrą? 
- Już chwila, mierzy bluzkę  więc muszę wejść do przebieralni.
-Ahaa...
Szatyn nie pytając o zgodzę Bibianę i ignorując to że własnie zdjęła bluzkę wszedł do małego pomieszczenia i dał jej telefon.
- Twój brat dzwoni.
- Mógłbyś chociaż poinformować mnie, że wchodzisz. A gdybym była całkiem naga? 
- Aj tam histeryzujesz. Bibi jestem gejem wiec i tak bym nie zwrócił uwagi ani nie śliniłbym się. Weź w końcu ten telefon.
- Dobra, dobra. Halo?
- Bibiana? - Zapytał Kuba przestraszonym głosem.
- Tak to ja. Coś się stało? 
- Kochasz mnie?
-Taak, ale stało się coś? 
-A kochałabyś mnie dalej, jakbym Ci powiedział że złamałem coś? Na przykład nos? Ale nie czyjś obcy, tylko taki mój własny?

***
Hej! Przepraszam, że dodaję rozdziały tak nieregularnie, ale mam bardzo dużo nauki i bardzo mało czasu. Najchętniej wyjechałabym gdzieś daleko od szkoły i wszystkiego. :P Kolejny rozdział za tydzień. Do zobaczonka! / Pansy.